Kobiet pracujących w branży IT wciąż przybywa, jednak w dalszym ciągu ich ilość jest mniejsza, niż mężczyzn. Jak ukazano w raporcie przygotowanym w 2018 roku przez Fundację Geek Girls Carrot, w zespołach, do których należą kobiety, pracuje średnio 3 razy więcej mężczyzn (3,4 kobiety / 10 mężczyzn). Czy to oznacza, że branża IT jest domeną mężczyzn? Zdecydowanie nie! Dr Karina Cicha, właścicielka i założycielka firmy North By Design przekonuje, że najważniejsze są kompetencje, a nie płeć. Dr Cicha może pochwalić się bogatym dorobkiem naukowym i wieloma zajmowanymi stanowiskami, m.in menadżera kierunku Dziennikarstwo i komunikacja społeczna czy kuratora specjalności Projektowanie komunikacji wizualnej i narracji. Na Uniwersytecie Ekonomicznym w Katowicach dzieli się swoją wiedzą z młodymi adeptami marketingu podczas wielu zajęć, jak np. Projektowanie informacji, Wprowadzenie do komunikacji wizualnej czy Game Studies. Na co dzień copywriterka i projektantka komunikacji, która na wszystko ma dobre słowo – nawet w kilku językach.
Jak zaczęła się Pani przygoda w branży IT? Czy od zawsze planowała Pani iść w tym kierunku?
Moja „przygoda” w branży IT zaczęła się niedawno. Celowo mówię tu „przygoda” w cudzysłowie, bo dla mnie jest to cały czas wyzwanie. 20 lat temu – kiedy podejmowałam studia filologiczne i filmoznawcze, a potem jeszcze historię sztuki – nie było IT w dzisiejszym rozumieniu. Były komputery i była informatyka. Nie było FB, Insta. Gry kupowało się na płytach CD i ich nie streamowało. Internet w obecnym rozumieniu dopiero raczkował, a o algorytmie Google Panda można było pomarzyć (swoją drogą ten algorytm ma tyle lat, ile mój doktorat). Ponieważ świat związany z Internetem wyglądał inaczej, również o świecie związanym z Internetem myślano inaczej. Dla większości osób o bardziej miękkich niż ścisłych kompetencjach czy umiejętnościach, Internet i informatyka były postrzegane jako wiedza tajemna.
Kiedy zaczęłam pracę na Uniwersytecie Ekonomicznym w Katowicach, w roku 2012, było już IT. Ja pracowałam jednak w obszarze nauk o komunikowaniu. I mniej więcej w tym momencie zaczęłam obserwować, że te dwa obszary zaczynają się łączyć, że jeden korzysta z drugiego.
Oczywiście, używamy komunikatorów, stron internetowych czy mediów społecznościowych, by się komunikować i przekazywać wiadomości, ale z drugiej strony witryny internetowe zapełniane są tekstem, AI wykorzystywana w chatbotach z nami rozmawia, algorytmy używane w marketing automation niejako poznają nas i nasze preferencje, uczą się nas. To wszystko sprawia, że dzisiejsze IT, moim zdaniem, ma dwa bardzo konkretne filary. Pierwszy jest filarem ścisłym. To programiści, inżynierowie, informatycy. Ludzie tworzący ten system, programujący go, budujący. Drugi filar jest filarem miękkim, opartym na kompetencjach związanych z treścią – w formie i tradycyjnej (tekstowej) i multimedialnej. To filar związany z przekazywaniem i pozyskiwaniem informacji. Z tworzeniem przekazów dla ludzi, których znamy z estymacji marketingowych i profilowania grup docelowych, nie osobiście. I z tym filarem współczesnego IT mam więcej wspólnego i jestem z nim dłużej związana.
Obecnie prowadzi Pani swoją firmę marketingową. Co było motywacją do założenia własnej firmy i czym dokładnie zajmujecie się w North by Design?
NbD jest małą agencją marketingową, zajmującą się marketingiem internetowym, która powstała, bo poznały się osoby myślące podobnie – nie o biznesie, IT czy pieniądzach, ale o ludziach. Razem z moją wspólniczką, Pauliną, z wyksztalcenia mgr inż. informatyki, zaobserwowałyśmy dość interesujące zjawisko, a właściwie zjawiska. Pierwszym było postrzeganie agencji reklamowych jako podmiotów prawie korporacyjnych, obsługujących za miliony tylko wielkie firmy i realizujących tylko ogólnopolskie kampanie. I były one tak postrzegane zarówno przez osoby indywidualne, jak i przedstawicieli niektórych firm, potencjalnych klientów tychże agencji. Drugim zjawiskiem było myślenie przedstawicieli firm z sektora MŚP (oczywiście nie wszystkich, ale tych, których spotkałyśmy), że agencje marketingowe za mnóstwo pieniędzy robią rzeczy dziwne, tajemnicze, których w prostych słowach nie potrafią wytłumaczyć, i że z reguły nie są one partnerami do współpracy z małymi, rzemieślniczymi czy lokalnymi przedsiębiorstwami. Poza tym istniało przekonanie, że nieduże, lokalne firmy, przechodzące z pokolenia na pokolenie i działające pod tym samym adresem od 50 lat nie potrzebują marketingu internetowego – przecież ludzie wiedzą, gdzie one są i w razie potrzeby na pewno do nich trafią. Oba te zjawiska można by właściwie sprowadzić do tego, że agencje marketingowe nie wszystkim i nie do końca dobrze się kojarzyły. Postanowiłyśmy więc działać w obszarze, który obu nam jest bliski – mnie ze względu na ten miękki, komunikacyjny filar, a Paulinie z uwagi na filar ścisły. Postanowiłyśmy też, że naszym założeniem będzie wspólna podróż z naszym klientem do określonego celu. Nie sprint na krótki dystans, ale długotrwały, etapowy rozwój, tak by rozumiał, co dzieje się z jego firmą i jak ona zyskuje – a to przychodzi z czasem. Wreszcie motywacją była chęć współpracy z firmami takimi jak nasza – małymi, które być może nigdy nie zwróciłyby się o pomoc do korpo-agencji.
Czy Pani zdaniem marketing internetowy i to czym zajmuje się Pani firma to branża IT? Jak postrzegają to klienci?
Sami klienci bardzo różnie postrzegają marketing internetowy. Są tacy, którym kojarzy się to z jedną ofertą w serwisie aukcyjnym i milionowym zyskiem. Są tacy, którzy nie rozumieją, jak 17 czy 18-letnia dziewczyna, influencerka może wypromować ich produkt. Są i tacy, którzy są zakochani w technologii, powtórzę: w technologii, zapominając poniekąd, że żeby to działało, musi w tym wszystkim być obecny pierwiastek ludzki, bo przecież ta technologia jest dla człowieka i przez człowieka budowana. Są też tacy, którzy mają wyczucie, pomysły, czasem nawet lepsze ode mnie, i wiedzą, jak sprzedać produkt w mediach społecznościowych, bo zwyczajnie dorastali z technologią. Czy jest to branża IT? Jest to na pewno branża oparta na kreowaniu, uwidacznianiu i zaspokajaniu potrzeb (konsumentów) przez produkty, dostarczone im we właściwym czasie i formie. Z doświadczenia mogę natomiast powiedzieć, że często zdarza mi się w rozmowach, głównie z ludźmi o zupełnie innych profesjach, słyszeć: to ty pracujesz w IT! Myślę, że to pojęcie jest obecnie tak szerokie, łączące tyle aspektów, dziedzin wiedzy i pracy specjalistów, że może na określenie tych wszystkich działań być używane.
Jaka jest ogólna świadomość Pani klientów na temat marketingu internetowego? Czy ludzie w ogóle rozumieją czym się zajmujecie i jak wygląda Wasza praca?
Na temat ogólnej świadomości trudno mi się wypowiadać. Są ludzie ok. 30-letni, którzy nie chcą i nie rozumieją technologii, a czasem się jej boją. Są przedstawiciele pokolenia Silver Tsunami, którzy doskonale znają i rozumieją terminy i obszary z tym pojęciem związane. Myślę, że poziomu wiedzy nie można uogólniać. Natomiast zdarza się niestety tak, że gorzej ze zrozumieniem złożoności pewnych procesów i współzależności między nimi. Jako przykład mogę podać optymalizację tekstową stron. To nie jest tak, że jeśli na stronie sprzedającej sadzonki kwiatków ogrodowych użyję 70 razy frazy „kwiaty ogrodowe”, to ta strona się w 3 dni wypozycjonuje, a jej właściciel w tydzień zarobi miliony. Część procesów, którymi się zajmujemy, jest ze sobą powiązana. Robiąc jedno, należy robić szereg innych rzeczy. I wziąć pod uwagę bardzo ważną zmienną: czas. W moim przykładzie strona potrzebuje czasu, żeby roboty indeksujące ją zrozumiały. Żeby „nauczyły się”, że ta konkretna strona jest odpowiedzią na konkretne zapytanie, jakie użytkownicy Internetu wpisują w wyszukiwarkę. Potrzeba czasu, żeby zadowoleni z zakupu klienci polecali tę stronę/tego producenta i żeby odnośniki do niej pojawiały się na innych stronach. Czy jest to gwarancja zarobienia milionów dla właściciela? Nie. Jednak jest to gwarancja wzmocnienia widzialności strony w Internecie, czyli – nie przymierzając – czubek góry lodowej. Połączenie tych działań ze sprawnie poprowadzoną promocją w innych kanałach może po czasie przynieść efekty. W naszej pracy stawiamy na to, żeby klientowi wytłumaczyć tę złożoność i zależność. Niemniej jednak cały czas wiemy też, że bardzo dużo właśnie od chęci zrozumienia zależy.
A czy ludzie wiedzą, jak wygląda nasza praca? Jeśli myślą, że siedzimy po X godzin dziennie przy komputerach – mają rację!
Czy działając w tej branży czuje Pani, że to jest wciąż bardziej męski świat? Może spotkała się Pani z jakimiś specyficznymi wyzwaniami, z którymi mężczyźni nie mają do czynienia?
Dawno temu, jak byłam jeszcze na studiach, pokutowało przekonanie, że kobieta-informatyk jest jak świnka morska: ani świnka, ani morska. Na szczęście to się zmieniło. Osobiście znam wiele kobiet, które pracują w IT i to w obszarze bardziej technicznym. Programują, zajmują się sieciami czy cyberbezpieczeństwem. Rozumieją i lubią te zagadnienia. Myślę, że IT przeszło swoistą feminizację, że nie jest już to branża zarezerwowana tylko dla mężczyzn. Oczywiście na wydziałach politechniki dysproporcja wśród studentów i studentek będzie pewnie wciąż widoczna. Nie wiem do końca, z czego to wynika. Czy kobiety nie chcą tam studiować, nie lubią tych kierunków, a może się boją? Prawda jest jednak taka, że w tej branży liczą się umiejętności – wiedza, szybka reakcja, bycie na bieżąco z trendami/zmianami/technologią, dokształcanie się. Płeć, przynajmniej w mojej ocenie, ma drugorzędne znaczenie. I obserwuję to prowadząc zajęcia dla studentów Informatyki czy Informatyki i ekonometrii, na których są dziewczyny i wiele z nich całkiem dobrze sobie radzi.
Czy ludzie są zaskoczeni, że właścicielkami i pracownikami firmy IT są kobiety? Jeśli tak, to dlaczego tak jest? / Jeśli nie, to co Pani zdaniem wpłynęło na zmianę?
Nasza firma, proporcjonalnie patrząc, jest kobieca. Pracują w niej dziewczyny, które mają ponad 10 czy 15 lat doświadczenia! I dla mnie osobiście, ale też dla niektórych klientów, to jest atut. Nie spotkałyśmy się z sytuacją, kiedy klient lub potencjalny klient nie chciał z nami współpracować z uwagi na to, że jesteśmy składem w większości żeńskim. Mało tego, moja wspólniczka jako project manager prowadziła projekty, w których koordynowała pracę programistów czy web developerów – mężczyzn. I też nie spotkała się ze złymi reakcjami. Myślę, że IT jest branżą globalną. Ludzie pracują dla klientów z innej półkuli, zdalnie, mając z nimi kontakt często tylko mailowo lub poprzez wideo-konferencje. Środowisko jest zróżnicowane, a standardy globalne są, mimo wszystko, standardami równościowymi. Nie zdarzyło mi się, żeby ktoś był zaskoczony faktem prowadzenia przeze mnie firmy o takim profilu. Wśród znajomych czy osób mi bliższych jest to wręcz traktowane jako naturalny krok w mojej zawodowej ewolucji.
Jakie kompetencje są według Pani najbardziej potrzebne do pracy w tym sektorze?
Jest to trudne pytanie. Głównie z uwagi na to, jak wielu obszarów dotyka branża. Kompetencją, która natomiast według mnie przydałaby się każdej osobie, jest chęć do uczenia się, przyswajania nowości oraz myślenia o pewnych zjawiskach w kategorii przyczynowo-skutkowej. I to bez względu na to, czy mówimy o pracy bardziej technicznej czy nie. Oczywiście w momencie kierowania projektami informatycznymi czy też konsultacji pewnych kwestii z klientami kompetencje miękkie są jak najbardziej pożądane. Z drugiej strony można jednak powiedzieć, że żyjemy w społeczeństwie i jesteśmy otoczeni przez ludzi, z którymi musimy się komunikować, więc wykorzystujemy je na co dzień. Z ich puli niewątpliwie podkreśliłabym umiejętność słuchania ze zrozumieniem i cierpliwość. Przy czym, muszę zaznaczyć, że dotyczy to zarówno osób pracujących w branży, jak i ich klientów. W naszej firmie wychodzimy z założenia, że każdy realizowany przez nas projekt jest naszą i naszego klienta wspólną podróżą. Dlatego staramy się z jednej strony rozwiewać wszystkie jego wątpliwości, wyjaśniać co trzeba, żeby w tej podróży czuł się bezpiecznie. Natomiast musimy też go uważnie słuchać, żeby wiedzieć, dokąd, do jakiego celu, mamy razem dotrzeć.
Jak czuje się Pani jako kobieta odnosząca sukcesy we wciąż bardziej „męskim” świecie?
Mam taką obserwację, że sukces zawsze jest kategoryzowany, wpisywany w jakieś ramy. Co zresztą widać chociażby po wynikach plebiscytów czy konkursów. Mamy tytuły „najlepiej rozwijającej się firmy” czy „najlepszego projektu z danego sektora”. I z jednej strony jest to zrozumiałe – przecież żeby określić coś mianem najlepszego, potrzebna jest kategoria, zbiór podobnych elementów, inaczej porównywalibyśmy wszystko ze wszystkim. Ja natomiast staram się traktować nasze firmowe realizacje jako sukcesy same w sobie, równoważnie, bez względu na zakres podejmowanych prac. Dlatego sukcesem może być zarówno doradzenie komuś jakiegoś rozwiązania, jak i wdrożenie złożonego projektu. A czy w „męskim świecie”? Tego również staram się nie kategoryzować. Są świetni graficy i graficzki, z którymi możemy pracować, podobnie jak programiści i programistki, praktykanci i praktykantki. Myślenie równoważne pomaga – docenia się wtedy pracę poszczególnej osoby, taką jaką ona jest, nie przez pryzmat płci.
Branża IT to coraz lepsze miejsce dla kobiet – to jedno z miejsc, w którym stawia się przede wszystkim na kompetencje pracowników, dzięki czemu każdy, bez względu na płeć, pochodzenie czy przekonania ma na starcie równe szanse. Mimo niskiej liczby kobiet zatrudnionych w sektorze IT, nie odczuwa się tego w codziennej pracy – liczą się umiejętności, zapał do pracy, umiejętność logicznego myślenia i dobre nastawienie. Stereotyp mężczyzny-informatyka powoli odchodzi do lamusa i z każdym dniem coraz więcej kobiet to udowadnia – tak jak dr Karina Cicha.